Nineteen: Wake up.

    Ociężale uchyliła powieki i cicho jęcząc z bólu ostrożnie uniosła głowę. Nie znajdowała się już w jakiejś melinie tylko elegancko, niemal sterylnie urządzonym pomieszczeniu. Próbowała się poruszyć jednak po chwili zorientowała się, że jej nogi i ręce są związane, a na ustach miała przewiązaną śmierdzącą stęchlizną, brudną szmatkę.
-Nareszcie się obudziłaś.- jej ojciec podszedł do niej powoli, a następnie klęknął obok i chwycił jej włosy ciągnąć je mocno.- Poznaj swoich nowych właścicieli, skarbie.- zaśmiał się szyderczo wskazując na elegancko ubranych mężczyzn stojących za nim.
Właścicieli, to słowo odbijało się echem w jej głowie. Wiedziała, że ten facet jest zdolny do wszystkiego, ale nie sądziła, że sprzedałby własną córkę. Najgorsza w tym wszystkim była myśl, że tylko oni wiedzieli co się z nią stanie później.
Ona tylko mogła liczyć kolejne sekundy aż w końcu skończy się jej nędzny żywot.


    Budziła się i ponownie mdlała. Traciła poczucie czasu i świadomości. Z każdą kolejną pobudką była coraz słabsza, a oni jedynie dokładali jej cierpienia. Pragnęła umrzeć, nawet nie miała nadziei, że ktokolwiek ją znajdzie. Że ktokolwiek ją w ogóle szukał.
    Do jej nosa dotarł zapach spalenizny. Zmarszczyła powieki, a następnie otworzyła je szeroko ze strachu. Ogień, wszędzie był ogień. Próbowała się wydostać z ciasnych węzłów, ale bezskutecznie. Starała się zaczerpnąć powietrza, jednak jedyne co dostało się do jej płuc to smugi ciemnego, trującego dymu, który zabierał jej zdrowy oddech, dusząc powoli. Rozejrzała się dookoła siebie. Oprócz niej w płonącym budynku nikogo nie było.
Oczywiście idiotko. Myślałaś, że twój ojczulek uciekając weźmie cie ze sobą? Zakpiła jej podświadomość. Strach wziął ją w swoje silne ramiona, a serce biło szybciej niż zazwyczaj. Tak wiele razy mówiła, że to koniec, a zawsze się myliła. Jednak teraz miała rację- to był koniec. Jej koniec.
    Ogień coraz bardziej się rozprzestrzeniał, jej szanse na ucieczkę malały z każdą minutą, ale jej już nie zależało. Poddała się.




***



    Przywarł do niemalże gorącej ściany, której nie zdołał pożreć jeszcze ogień. Duszący dym osadzał się na jego płucach powoli odcinając dopływ tlenu. Musiał się pospieszyć, nie wszyscy zdołali wydostać się z budynku. Woleli się ukryć w płomieniach niż wstawić się na pewną śmierć. Tchórze.
    Szatyn szedł wzdłuż opustoszałego korytarza, a części budowli spadały co jakiś czas jeszcze bardziej rozprzestrzeniając ogień. Nagle ujrzał cień jakiejś sylwetki. Bez namysłu idealnie wycelował i oddał dwa strzały. Nieznajomy padł na ziemię wydając z siebie skrzeczący krzyk. Szybkim krokiem ruszył w stronę martwego ciała, a następnie przesunął je bardziej w stronę płomieni, które bardzo szybko zajęły eleganckie ubranie ofiary. Idąc dalej słyszał jedynie odgłos skwierczącego ciała.
    Uchylał każde drzwi jeśli tylko mógł, zaglądał między wnęki i ukryte korytarze. Nie znalazł nikogo. Po jakimś czasie dotarł do końca budynku i ostatnich drzwi, które już były lekko uchylone. Wystawił broń przed siebie i kopniakiem do końca otworzył drzwi, które jednak po sekundzie wypadły z zawiasów. Tu również było pusto. Już miał kierować się do odwrotu kiedy jego wzrok napotkał na jakiś kształt. Kaszląc podszedł bliżej i zobaczył nieruchome ciało leżące na ziemi. Jego serce zamarło. Te włosy, te rysy twarzy...Ashley. Niemalże od razu klęknął przy dziewczynie biorąc ją swoje ramiona.
-Skarbie...- potrząsnął ją mocno jednak ona nie otworzyła oczu. Strach ogarnął jego serce. Z otępienie wyrwał go dopiero kawałek sufitu, który spadł niedaleko nich. Wziął nieprzytomną dziewczynę na ręce i biegiem ruszył w stronę tylnego wyjścia.
Wydawało mu się, że biegnie już kilka godzin, a nie zaledwie dwie minuty. Wydawało mu się, że wyjście ewakuacyjne jest daleko, mimo że to było jedynie parę metrów. Ogień gonił ich starając się ich dopaść i zamknąć w swoich płomieniach. W ostatniej sekundzie przed ostatecznym wybuchem wyskoczył przez drzwi mocno trzymając blondynkę.
Kiedy wszystko ucichło, a reszta grupy jeszcze go nie znalazła, podniósł się odrobinę i złapał w dłonie bladą twarz Ashley.
-Kochanie. Ash, obudź się.- potrząsał nią. Na widok siniaków i zadrapań poczuł złość jednak nie mógł teraz pozwolić sobie na pokazanie tej emocji. Nagle dziewczyna zacisnęła oczy i wyszeptała coś niezrozumiałego. Po chwili delikatnie uchyliła powieki. Na ustach szatyna pojawił się blady uśmiech.
Udało się.



Od autorki: Króciutki rozdział, ale taki właśnie miał być. Opisałam wszystko co chciałam, może nie najlepiej, ale jest wszystko co w tym rozdziale miało być. Jak wiecie następnym rozdziałem będzie już epilog, a pod nim napiszę w notce kiedy wstawię prolog DRUGIEJ CZĘŚCI. Tak, w końcu się zdecydowałam, a również kilka waszych komentarzy pomogło mi podjąć decyzję.
Mam nadzieję, że wam się i podoba, i że wyrazicie swoją opinię w komentarzach. Do następnego :*

10 comments:

  1. Super rozdział! Czekam na nastepny. Fajnie, ze postanowilas napisac drugą część.

    ReplyDelete
  2. Super rozdział! Czekam na nastepny. Fajnie, ze postanowilas napisac drugą część.

    ReplyDelete
  3. Mi sie bardzo podoba i naprawde nie moge doczekac sie kolejnych czesci ;)

    ReplyDelete
  4. Bardzo mi się podoba <3 Nie jest nudna i to jest najlepsze ;) Czekam na nn :*

    ReplyDelete
  5. Cudowny :*
    Nie mogę doczekać się epilogu i drugiej części ♥
    Pozdrawiam, xoxo

    ReplyDelete
  6. Bożejest to jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam <3
    Jesteś niesamowita, dziękuję że chcesz pisać dla nas drugą część x

    ReplyDelete