Pociągnęła długi łyk alkoholu i razem z tłumem wpatrywała się w linię mety. W oddali było już widać rażące światło reflektorów. Wokół niej ludzie zaczęli krzyczeć dopingując uczestników, kiedy w końcu do mety dotarł hamujące ostro czarne Porshe. Pisk radości wyrwał jej się z piersi kiedy to szatyn wysiadł z samochodu. Na jego ustach widniał szeroki uśmiech. Zbierając po drodze gratulacje podszedł do blondynki, a następnie objął ją mocno w pasie przyciągając do siebie.
-Gratulacje.- mruknęła i przycisnęła swoje usta do jego warg. Chłopak zjechał dłońmi w dół i wsunął dłonie do tylnych kieszeni jej spodni.
-Wszystko w porządku?- zapytał przerywając pocałunek. W jego głosie była wyczuwalna nuta zmartwienia. Nie potrafił zapomnieć jak jeszcze wczoraj niebieskooka wydawała się bać własnego cienia.
-Lepiej nie mogło być.- wygięła usta w najszczerszym uśmiechu na jaki potrafiła się zdobyć. Oczywiście kilka razy przyłapała siebie na tym jak z niepokojem rozgląda się dookoła, ale osoba jej ojca nie zaprzątała większości jej myśli.- Przyniósłbyś mi coś do picia?- zapytała zauważając, że puszka, którą miała w dłoni była już pusta.
-Jasne, zaczekaj tu.- oznajmił i odszedł w stronę skrzynek z alkoholem.
Ashley obserwując chłopaka usiadła na ciepłym piasku. Nadal nie mogła uwierzyć jak to się wszystko potoczyło. Przyjechała do Tucson złamana i samotna. Teraz czuła się tak jakby tamta Ashley nigdy nie istniała.
Jej myśli przerwał dźwięk telefonu. Nie miała pojęcia kto chciałby się z nią skontaktować, nie używała komórki od tygodni chcąc się odciąć od poprzedniego życia. Ale jak się okazało to przeszłość zapukała do jej drzwi.
Idź do głównej drogi, a następnie skręć na ścieżkę. Spotkamy się przy starej fabryce. I pamiętaj masz być sama.
Nadawcą był jej ojciec. Łzy od razu wezbrały się w jej oczach. Nie wiedziała co ma robić. Wiedziała, że ją skrzywdzi, ale nie była pewna do jakiego stopnia się posunie jeśli weźmie ze sobą Justina albo w ogóle nie przyjdzie. Trzęsącymi dłońmi schowała telefon do kieszeni i rozejrzała się dookoła. Szatyn stał przy alkoholu rozmawiając z jakimś niskim, barczystym mężczyzną. Pewna, że jej nie zauważy wstała z ziemi i powoli ruszyła do głównej drogi.
***
Od dawna nie czuł się tak dobrze jak teraz. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Zaczynał doceniać każdą sekundę życia, starał się być lepszym chociaż nie każdej przyjemności potrafił sobie odmówić, na przykład wyścigów. Chciał przyjść jako widz, jednak kiedy zobaczył samochodu ustawiające się na starcie i usłyszał ryk silnika nie potrafił sobie odmówić udziału w imprezie.
Po krótkiej pogawędce z Mitchelem ruszył w stronę miejsca, w którym miała na niego czekać Ashley. Jednak kiedy dotarł do celu nie zauważył chudej sylwetki. Zaczął się przeciskać przez tłum coraz bardziej się denerwując. W jego umyśle zaczęło się kłębić coraz więcej myśli, a serce biło szybko.
-Hej.- zaczepił jakiegoś nastolatka, który zmieszał się kiedy zobaczył kto szturchnął jego ramię.- Widziałeś może taką blondynkę? Średniego wzrostu, niebieskie oczy...?- zaczął wymieniać Bieber jednak chłopak jedynie pokręcił głową.
Szatyn westchnął ciężko. Oprócz irytacji w jego sercu pojawiło się coś jeszcze- troska. Pytał się praktycznie każdego, ale na marne. Jakby dziewczyna zapadła się pod ziemię. Jakby Ashley Manson nigdy nie postawiła nogi w Tucson.
***
Mroczny charakter tego miejsca mroził krew w jej żyłach. Fabryka, która była uruchomiona ponad dwadzieścia lat temu teraz była całkowicie pokryta w amatorskim grafitti, a okna były powybijane.
Mimo wysokiej temperatury po plecach blondynki przeszedł mroźny dreszcz. Wzięła głęboki oddech i powoli ruszyła w stronę zniszczonych drzwi. Jej serce z każdym krokiem biło coraz bliżej, a kiedy znalazła się przed wejściem myślała, że wyskoczy z jej piersi. Ale wiedziała, że musi stawić czoła przeszłości jeśli chce żyć długo i szczęśliwie.
Skrzywiła się na dźwięk skrzypiących drzwi, a następnie weszła do środka. W budynku panowała ciemność. Musiała przez kilka sekund stać w miejscy, aby przyzwyczaić swoje oczy do czerni. Kiedy widziała kontury nieśpiesznie ruszyła przed siebie.
-Tęskniłaś za mną, córeczko?- usłyszała zachrypnięty, przepity głos.
To był już jej koniec.
Od autorki: Wiem miał być wcześniej. Wiem miał być ciekawszy. Wiem miał być dłuższy. Wiem ten rozdział miał być wszystkim czym nie jest. Przepraszam. Niestety moja wena na długi czas gdzieś się ulotniła i nie potrafiłam napisać nic sensownego... w sumie nadal tak jest.
Cóż, mimo wszystko mam nadzieję, że wam się podoba i prosiłabym żebyście wyrazili swoją opinię w komentarzu. Do następnego :*
PS. Jak wiecie, za trzy rozdziały kończy się ta historia. Jednak mam dla was pewną propozycję. Jeśli byście chcieli mogłabym zacząć pisać drugą część tego opowiadania. To nie jest jeszcze pewne, ale jeśli wielu z was nadal będzie chciało czytać historię Ashley i Justina to mogłabym spróbować. Piszcie w komentarzach co o tym myślicie :)
Super !!!! Czekam na następny <3
ReplyDeletePisz dalej! To jest swietne
ReplyDeleteJesteś bardzo zdolna chętnie bym czytała 2 cześć :)
ReplyDeleteJeju natrafiłam na tego bloga przypadkiem i się zakochałam <3 zajebisty , pisz dalej !
ReplyDeleteAwwwww Świetny <333 i błagam jeżeli masz tylko chęć i siłę to kontynuuj ;) bo ciężko będzie się rozstać z tą historią ;____; :**********
ReplyDeleteNo pewnie ze chce drugiej czesci juz nie moge sie doczekac ;**
ReplyDeleteSwietny ,sprobowac nie zaszkodzi . ! :*
ReplyDeleteAwww i omg :)))
ReplyDeleteSerio ? Sądzisz, że ten rozdział jest słaby? Chyba mojego nie czytałaś kochana.
ReplyDeleteJest niesamowity, proszę nie kończ tej historii. Pisz drugą część! ♥
Pozdrawiam :)
Jejku, uwielbiam to jak piszesz! :)
ReplyDeleteŚwietny rozdział i mam nadzieje, że jednak się zdecydujesz na drugą część tego opowiadania, byłoby fajnie :)
http://love-is-hard-baby.blogspot.com/