Fifteen : Someone' s there .


 Zapraszam na swojego nowego bloga Ame Perdue. 
Mam nadzieję, że wam się spodoba :)

 ______________________________________________

     Suchy i gorący wiatr poruszał cienkimi gałęziami drzew, a jasny księżyc wisiał wysoko na niebie. Wciągu tych paru dni stała się tą samą osobą, którą była przed ucieczką- wystraszoną, zranioną i niezrozumiałą. Od wizyty Taylera ani razu nie wyszła z domu, nawet do sklepy znajdującego się cztery domy dalej. Koszmary śniły jej się już codziennie. Przez cały czas czuła czyjąś obecność, która przyprawiała ją o dreszcze.
Jeśli tak dalej pójdzie, zamkną mnie w psychiatryku, powiedziała w myślach po raz kolejny odwracając się w stronę okna.
Wytarła wilgotne naczynia, po czym włożyła je do półki. Wyszła z kuchni i skierowała się w stronę salonu, gdzie usiadła na kanapie i włączyła telewizor. Przełączała kanały chcąc znaleźć coś wartego uwagi, aby przestała o wszystkim myśleć, ale tego dnia nawet to kolorowe pudło nie było po jej stronie. Wyłączyła urządzenie wzdychając cicho. Rozejrzała się po pokoju, kiedy coś za oknem przykuło jej uwagę. Ciemna sylwetka, do połowy ukryta za niewielkim drzewem rosnącym w ogrodzie. Krzyknęła głośno ze strachu mocno zaciskając oczy.
Usłyszała głośne stąpanie na schodach.
-Kochanie, co się stało?- zdezorientowany szatyn przycisnął dziewczynę do siebie uspokajająca pocierając dłońmi jej plecy.
-Tam ktoś jest.- załkała nadal z zamkniętymi oczami i pokazała palcem w stronę oknie.
-Przecież nikogo tam nie ma.- mruknął chłopak, na c blondynka od razy otworzyła powieki i ze strachem i dezorientacją wpatrywała się w ogród, gdzie jeszcze sekundę temu ktoś stał.
-Przysięgam, tam ktoś był...- mówiła, jednak w jej głosie była nuta niepewności, jakby już nie ufała swoim zmysłom.
-Popadasz w paranoję, Ash.- powiedział ciemnooki. Był zdenerwowany, widziała to przez jego postawę- zaciśnięta szczęka i napięte mięśnie.- Nie możesz tak żyć, to nie jest zdrowe dla ciebie i każdego innego.
-Źle ci ze mną?- zapytała, a jej oczy zwęziły się. Wyrwała się z uścisku Justina i skrzyżowała ręce na piersi.
-Nigdy tego nie powiedziałem. Chce ci po prostu powiedzieć, że wariujesz i to nie wpływa dobrze na nas.- syknął.
-Nie jestem wariatką.- szepnęła, w myślach chcąc samą siebie do tego przekonać.- Nic mi nie jest.
-Och, naprawdę nic ci nie jest? Więc pewnie dlatego co noc budzisz się z krzykiem. To pewnie dlatego od tygodnia nie wychodzi z domu. To pewnie dlatego boisz się nawet własnego cienia. Tak, to na pewno są objawy normalności.- prawie krzyknął, jednak wiedział, że musi zachować spokój. Jeśli on będzie zły, ona będzie jeszcze bardziej wystraszona. A tego nie chciał.
Ashley nie widziała co odpowiedzieć. Jak zripostować słowa szatyna, która swoją drogą były prawdziwe. To jak się zachowywała nie było normalne. W jej oczach wezbrały się łzy, a jej ciało ogarnął chłód. Pociągnęła nosem i objęła się ramionami delikatnie pocierając je dłońmi by zapewnić sobie odrobinę ciepła. Jej oczy spojrzały w dół, nie chciała patrzeć na smutne oczy chłopaka.
-Chcę zostać sama.- szepnęła i odwróciła się tyłem do Justina. Usłyszała głośne westchnięcie.
-Jak jakiś czas temu mówiłaś to samo to musiałem przybiec bo byłaś przerażona, a teraz znowu mam sobie pójść na górę, zająć się własnymi sprawami podczas gdy ty nie radzisz sobie ze samą sobą?- warknął. Nie miał już siły do tego wszystkiego, ale zależało mu na niej, dlatego nie chciał się poddawać.
-Więc następnym razem jak będę krzyczeć nie przychodź. Chcę być sama.- powiedziała bardziej dobitnie nadal nie patrząc w stronę szatyna. Po jakiejś chwili usłyszała trzask drzwi, a następnie tylko jej przyśpieszony oddech.



***


    Nie był zły, był wściekły. Chciał jej pomóc, pokazać jej, że mu zależy. Ale nie... ona jak zawsze musiała uciekać. Jeśli chce być sama, proszę bardzo, on pojedzie załatwiać swoje sprawy.
Ze skrytki w samochodzie wyciągnął biały papier, który teraz był lekko przybrudzony tłustymi plamami. Przebiegł wzrokiem po literach, a następnie zatrzymał się dłużej przy jednym nazwisku. Daniel Weston, pierwsza osoba na liście. Zamieszkały w San Diego, w Kalifornii. Już nawet nie czytał tego co przeskrobał ten dwudziestoparolatek , wiedział, że u Dallasa nawet za małe oszustwo grozi kara śmierci.
Uruchomił silnik i ruszył w dół ulicy, miał przed sobą ponad pięć godzin jazdy. Wystarczająco dużo by pomyśleć.




Od autorki: Krótki, ale na tym momencie go chciałam skończyć. Przepraszam, że długo nie było rozdziału, ale u mnie w życiu panuje totalny burdel, a do tego jeszcze szkoła. Po prostu mam coraz mniej czasu na to opowiadanie.
Następny nie wiem kiedy będzie. Postaram się, aby pojawił się za najpóźniej dwa tygodnie.

7 comments:

  1. Ja tam i tak bd czekać bo blog jest wprost zajebisty *_* kocham <3 :**

    ReplyDelete
  2. Powinnaś usunąć to "udowodnij, że nie jesteś robotem" z dodawania komentarzy. :/
    Piękny rozdział, bardzo podoba mi się to jak piszesz. :)

    ReplyDelete
  3. Świetny rozdział jak zwykle :*

    ReplyDelete
  4. Awww swietny kiedy kolejny to takie wciagajace ;*****

    ReplyDelete
  5. Jestes cudowna kiedy kolejny ? ;*

    ReplyDelete
  6. Awww kiedy kolejny ;** ?? To wciaga naprawde ;*

    ReplyDelete