Twarda ławka nie była jej sprzymierzeńcem tej nocy. Jej
kręgosłup bolał niemiłosiernie, a prawa ręka, na której opierała swoją głowę
mrowiła nieprzyjemnie. Jęknęła przeciągle chowając w dłoniach swoje zmęczone
oczy. Przetarła kciukiem powieki i sycząc z bólu podniosła się z niewygodnej
ławki. Rozejrzała się dookoła czy nikt jej nie widzi i kiedy upewniła się, że
siedzi w parku sama podeszła do gęstych krzewów, w których ukryła walizkę
poprzedniego wieczoru.
Wczorajszy
wypad do klubu również nie należał do najlepszych pomysłów. Nie dość, że
obudziła się niewyobrażalnie zmęczona to jeszcze nawet na sekundę nie mogła
zapomnieć o swoich problemach. Jeszcze tajemnicze słowa z ust przystojnego
szatyna dały jej wiele do myślenia.
Mruknęła pod nosem wiązankę przekleństw,
kiedy odstająca gałąź boleśnie przejechała po jej udzie pozostawiając po sobie
długie, ale na szczęście nie głębokie przecięcie. Odgarnęła resztę gałęzi, a
jej serce nagle zamarło. Miejsce, w którym jeszcze kilka godzin wcześniej
leżała czarna walizka z całym jej dobytkiem było puste, nie licząc kamyków
porozrzucanych na piasku. Zaczęła panikować. W jej głowie pojawiał się coraz
większy mętlik. Nie mogła przebrać przepoconego ubrania, ani chociaż odrobinę
się odświeżyć. Zniknął również tak ważny dla niej pamiętnik, który zaczęła
pisać rok temu oraz kaseta, na której nagrane było całe jej szczęście. Wybiegła
z parku rozglądając się dookoła i szybkim krokiem skierowała się w dół ulicy.
Jak strzała wpadła do niezapełnionej jeszcze stacji kolejowej, gdzie miała
dzisiaj rozpocząć pracę. Wpadła do łazienki i zamknęła drzwi na zasuwkę.
Widok w lustrze nie należał do najpiękniejszych. Długie,
blond włosy były splątane i sterczące na wszystkie strony. Pod oczami tworzyły
się ciemne sińce, a na ramionach był odciśnięty czerwony ślad od ławki. Szara
bokserka była odrobinę poplamiona na ramiączku, a szorty zakurzone od piasku.
Przebiegła palcami po włosach starając się ujarzmić niesforne kosmyki z
kiepskim efektem. Obmyła twarz wodą, a następnie strzepała piasek ze spodenek.
Warknęła cicho, kiedy niewielka plamka na bluzce nie chciała się domyć, więc
zakryła ramiona włosami i biorąc wcześniej głęboki wdech wyszła z
pomieszczenia. Przy szklanych drzwiach kawiarenki zauważyła Tylera z pękiem
kluczy w dłoni. Powolnym krokiem podeszła do otwierającego drzwi chłopaka i
położyła mu dłoń na ramieniu.
-Hej.- przywitała go uśmiechając się nieśmiało, a chłopak
podskoczył nie spodziewając się jej tutaj tak wcześnie.
-Wystraszyłaś mnie.- powiedział i zaśmiał się cicho, a
następnie pchnął drzwi otwierając jej przed Ashley.- Co tu robisz tak wcześnie?
Jest dopiero po ósmej.- zapytał podając blondynce zielony fartuszek z logiem kawiarni.
Dziewczyna zaśmiała się nerwowo.
-Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.- odpowiedziała
zakładając uniform i usiadła na ciemnobrązowym stołku barowym.
W ciągu
kilku minut z pojedynczych osób na stacji pojawiła się cała chmara ludzi.
Ashley miała pełne ręce roboty. Co chwila krążyła między stolikami podając
klientom mrożoną kawę i kawałek ciasta albo zbierała brudne naczynia do kuchni.
Kiedy w zlewie utworzył się już całkiem pokaźnych rozmiarów stosik dziewczyna
wzięła się za zmywanie pozostawiając Tylera samego w tym chaosie. Jeśli miała
być szczera, inaczej wyobrażała sobie pierwszy dzień pracy. Nie miała nawet chwili,
aby usiąść, odpocząć i pomyśleć.
A może to nie jest
takie złe?
***
Dochodziła
dwudziesta trzecia. Ashley obiecała swojemu szefowi, że mimo pierwszego dnia
pracy zostanie na dłużej i zajmie się papierkową robotą. Usiadła przy
drewnianym biurku swojego szefa przekartkowując strony przepełnionych
segregatorów, licząc i wypisując towary potrzebne następnego dnia. Ziewnęła
przeciągle i potarła kciukami kąciki zaspanych oczu.
Mimo zmęczenia, jakie ją ogarniało i innych nieprzyjemnych
przygód nigdy nie wróciłaby do Wirginii. Zrobiłaby wszystko by ponownie nie żyć
w tym koszmarze, który zgotował dla niej własny ojciec. Pewnie każdy by teraz zapytał,
co się stało z jej matką, dlaczego nie pomaga córce, kiedy ona tego potrzebuję.
Dowiecie się. Elizabeth Manson leży pochowana osiem stóp pod ziemią tylko,
dlatego, że jakiś młodziany pijaczyna wsiadł za kółko i stracił panowanie nad
pojazdem. Miała wtedy dziewięć lat. Tak wiele czasu minęło, a wspomnienia nadal
są tak świeże.
Skromne przyjęcie urodzinowe z okazji święta małej blondyneczki
odbywało się w ogrodzie na tyłach jej domu. Długi stół uginał się pod ciężarem
przygotowanego jedzenia, a obok niewielkiej huśtawki były ustawione torebki z
prezentami. Dzisiaj miał być najszczęśliwszy dzień jej życia. Miała go spędzić
z rodziną i przyjaciółkami ze szkoły. Razem z dziewczynkami bawiły się w
dmuchanym basenie ustawionym na środku ogródka, a już na końcu ulicy było
słychać ich donośny, radosny śmiech.
-Tato, gdzie jest mama?- krzyknęła w stronę wychodzącego z domu
mężczyzny.
-Na pewno zaraz przyjedzie.- odkrzyknął i pomachał do córeczki.
Nagle dźwięk dzwonka rozniósł się po całym domu, a jej ojciec ponownie
zniknął wewnątrz domu. Usłyszała tylko ciche szmery, a następnie stłumiony
szloch. Pozostawiając bawiące się koleżanki wyszła z baseniku i ruszyła do
domu.
Zastała tam ojca z twarzą ukrytą w dłoniach i dwóch policjantów
obserwujących go z obojętnością wypisaną na twarzy.
-Co się dzieje?- spytała cichutkim głosem tym samym zwracając uwagę
zrozpaczonego ojca.- Gdzie mamusia?
-Mamusia nie przyjedzie.- usłyszała, a następnie po jego policzku
popłynęła pojedyncza łza.
To bolało, bardzo bolało. Od tego momentu jej życie zmieniło
się całkowicie. Czując, że jej umysł staje się coraz bardziej niespokojny
odłożyła wszystkie dokumenty na swoje miejsce, a następnie zamknęła lokal i
wyszła ze stacji.
Noce w
Arizonie nie należały do najchłodniejszych, ale to był jedyny czas, kiedy
orzeźwiający powiew wiatru mógł ochłodzić twoje ciało po gorącym dniu. Szła
wzdłuż ulicy szukając jakiegoś bezpiecznego miejsca by móc się przespać, ale
każda klatka schodowa czy inne miejsca gdzie nie musiałaby spać na dworze były
zamknięte. Przechodziła koło ustawionych blisko siebie bloków czując się coraz
bardziej niepewnie. Chodzenie po nieznanym jej jeszcze mieście, w nocy i na
jakimś przerażającym osiedlu nie było jej marzeniem.
Nagle poczuła ostre szarpnięcie za ramię i niespodziewanie
została wciągnięta do jednej z ślepych uliczek. Była zdezorientowana, jej serce
przyśpieszyło, a gdy poczuła szorstką dłoń na swoich ustach i drugą
przytrzymującą jej dłonie omal nie umarła ze strachu.
-Bądź cichutko, a nic ci się takiego nie stanie.- mruknął do
jej ucha jakiś męski głos, a po chwili poczuła wilgotny język na swojej szyi.
Skrzywiła się z obrzydzenia i starała się wyrwać
napastnikowi. Wierciła się w jego ramionach, a nawet ugryzła jego dłoń, ale jej
bunt został stłumiony przez mocny cios w brzuch. Usłyszała wiązankę przekleństw,
kiedy chłopak obserwował swoją pogryzioną dłoń, a następnie mocno pociągnął za
jej włosy.
-Ty mała suko. Chciałem to załatwić inaczej, ale nie dajesz
mi wyboru.- warknął i popchnął blondynkę na stojący nieopodal kontener. Chwycił
mocno za zamek jej szortów i ciągnąc gwałtownie wyrwał go. Spodenki delikatnie
osunęły się z jej bioder, ale nadal pozostały na swoim miejscu.
Była przerażona. To
nie może dziać się naprawdę, pomyślała. Z jej oczu wylewał się potok łez.
Po chwili poczuła, że może swobodnie oddychać, a ciężar ciała już nie
przygniata jej do kontenera. Z szeroko otwartymi oczami patrzyła na ledwo
widoczną postać, która trafiała pięściami w twarz jej napastnika. Usłyszała
chrzęst i głośny krzyk, co sugerowało o tym, że jego nos został złamany. Z bólu
osunął się na ziemię.
-Jeśli jeszcze raz cię zobaczę, zabiję cię.- warknął głos,
który już kiedyś słyszała i którego pewnie nie zapomni do końca życia- chłopak
z imprezy. Kiedy mężczyzna lekko się zataczając wyszedł z zaułka, chłopak
odwrócił się w jej stronę.- Nie powinno cię tu być, a szczególnie o tej porze.-
warknął w jej stronę. Ashley zamrugała szybko oczami wyrywając się z letargu. Jej
oddech przyśpieszył, kiedy stanął blisko niej. Był od niej wyższy, więc musiała
lekko odchylić głowę by patrzeć mu w oczy.
-Dlaczego nie?- zapytała cicho, a on wywrócił oczami.
-To, co stało się kilka minut temu to tylko niewielka część tego,
co się dzieje w tej dzielnicy.- mruknął i sięgnął do kieszeni skórzanej kurtki
wyciągając paczkę Malboro. Wsunął papierosa do swoich ust i podpalając
niewielkim płomieniem końcówkę zaciągnął się głęboko. Po chwili spomiędzy jego
warg wydostał się obłoczek siwego dymu. Musiała przyznać, że wyglądał seksownie
z fajką w ustach. I to cholernie.
-Więc, co t-ty tu robisz?- zająkała, karcąc się za to w
duchu.
-Potrafię być tak samo niebezpieczny jak ta dzielnica.-
powiedział prosto do jej ucha, na co zadrżała. To nie był ten sam przerażający
dreszcz, który czuła kilka chwil wcześniej. Teraz był przyjemny, ekscytujący.-
Chodź odprowadzę cię do domu.-powiedział odsuwając się od niej delikatnie i złapał
jej dłoń.
Cholera.
W jej myślach cały czas przewijało się tylko to słowo.
Zaparła się czując jak chłopak ją pociągnął. Kiedy podniosła wzrok napotkała
jego pytające spojrzenie.
-Nawet nie znam twojego imienia.- szepnęła, a jej policzki
momentalnie zrobiły się czerwone.
-Justin.- uśmiechnął się łobuzersko.- A teraz już chodź.-
ponownie pociągnął ją za rękę, ale ona znów z całych sił starała się stać w
miejscu.- Dobra, o co teraz chodzi?- zapytał zniecierpliwiony.
-No bo…- zaczęła rozglądając się na boki by uniknąć jego
przenikliwego spojrzenia.- No bo chodzi o to, że…- nie wiedziała jak powiedzieć
to tak by uniknąć niewygodnych dla niej pytań.- Że ja nie mam domu.-
powiedziała w końcu wzdychając cicho.
Justin odwrócił się na ponownie do niej podszedł, a w jego
oczach pojawiły się dziwne iskierki.
-Ach, to nie problem. Zostaniesz u mnie.- powiedział, a na
widok jej zaskoczonych oczu uśmiechnął się łobuzersko.
Od autorki: Więc jest kolejny. Nie jest najlepszy, ale też chyba nie najgorszy, nie? Przepraszam za błędy i do następnego :*
Dzięki za poinformowanie ;)
ReplyDeleteBardzo fajny rozdział
czekam na kolejny
Pozdrawiam ;)
http://i-will-give-you-everything.blogspot.com Zapraszam na 1 rozdział ;)
DeleteMega ;D
ReplyDeletePodoba mi się twój blog i to jak piszesz.
Świetnee ;)
Pozdrawiam Bella♥
Zapraszam na:
http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/
Coraz lepiej ;)
ReplyDeletejaki rozdział, jaki talent. :o
ReplyDeleteczekam z niecierpliwością na następny :)
uuuu nieźle nieźle xx
ReplyDelete@SylviaS_99
jejku <3
ReplyDeletemega fajne opowiadanie :-*
ReplyDelete