Two : It can't be real .



                Twarda ławka nie była jej sprzymierzeńcem tej nocy. Jej kręgosłup bolał niemiłosiernie, a prawa ręka, na której opierała swoją głowę mrowiła nieprzyjemnie. Jęknęła przeciągle chowając w dłoniach swoje zmęczone oczy. Przetarła kciukiem powieki i sycząc z bólu podniosła się z niewygodnej ławki. Rozejrzała się dookoła czy nikt jej nie widzi i kiedy upewniła się, że siedzi w parku sama podeszła do gęstych krzewów, w których ukryła walizkę poprzedniego wieczoru.
                Wczorajszy wypad do klubu również nie należał do najlepszych pomysłów. Nie dość, że obudziła się niewyobrażalnie zmęczona to jeszcze nawet na sekundę nie mogła zapomnieć o swoich problemach. Jeszcze tajemnicze słowa z ust przystojnego szatyna dały jej wiele do myślenia.
Mruknęła pod nosem wiązankę przekleństw, kiedy odstająca gałąź boleśnie przejechała po jej udzie pozostawiając po sobie długie, ale na szczęście nie głębokie przecięcie. Odgarnęła resztę gałęzi, a jej serce nagle zamarło. Miejsce, w którym jeszcze kilka godzin wcześniej leżała czarna walizka z całym jej dobytkiem było puste, nie licząc kamyków porozrzucanych na piasku. Zaczęła panikować. W jej głowie pojawiał się coraz większy mętlik. Nie mogła przebrać przepoconego ubrania, ani chociaż odrobinę się odświeżyć. Zniknął również tak ważny dla niej pamiętnik, który zaczęła pisać rok temu oraz kaseta, na której nagrane było całe jej szczęście. Wybiegła z parku rozglądając się dookoła i szybkim krokiem skierowała się w dół ulicy. Jak strzała wpadła do niezapełnionej jeszcze stacji kolejowej, gdzie miała dzisiaj rozpocząć pracę. Wpadła do łazienki i zamknęła drzwi na zasuwkę.
Widok w lustrze nie należał do najpiękniejszych. Długie, blond włosy były splątane i sterczące na wszystkie strony. Pod oczami tworzyły się ciemne sińce, a na ramionach był odciśnięty czerwony ślad od ławki. Szara bokserka była odrobinę poplamiona na ramiączku, a szorty zakurzone od piasku. Przebiegła palcami po włosach starając się ujarzmić niesforne kosmyki z kiepskim efektem. Obmyła twarz wodą, a następnie strzepała piasek ze spodenek. Warknęła cicho, kiedy niewielka plamka na bluzce nie chciała się domyć, więc zakryła ramiona włosami i biorąc wcześniej głęboki wdech wyszła z pomieszczenia. Przy szklanych drzwiach kawiarenki zauważyła Tylera z pękiem kluczy w dłoni. Powolnym krokiem podeszła do otwierającego drzwi chłopaka i położyła mu dłoń na ramieniu.
-Hej.- przywitała go uśmiechając się nieśmiało, a chłopak podskoczył nie spodziewając się jej tutaj tak wcześnie.
-Wystraszyłaś mnie.- powiedział i zaśmiał się cicho, a następnie pchnął drzwi otwierając jej przed Ashley.- Co tu robisz tak wcześnie? Jest dopiero po ósmej.- zapytał podając blondynce zielony fartuszek z logiem kawiarni.
Dziewczyna zaśmiała się nerwowo.
-Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.- odpowiedziała zakładając uniform i usiadła na ciemnobrązowym stołku barowym.
                W ciągu kilku minut z pojedynczych osób na stacji pojawiła się cała chmara ludzi. Ashley miała pełne ręce roboty. Co chwila krążyła między stolikami podając klientom mrożoną kawę i kawałek ciasta albo zbierała brudne naczynia do kuchni. Kiedy w zlewie utworzył się już całkiem pokaźnych rozmiarów stosik dziewczyna wzięła się za zmywanie pozostawiając Tylera samego w tym chaosie. Jeśli miała być szczera, inaczej wyobrażała sobie pierwszy dzień pracy. Nie miała nawet chwili, aby usiąść, odpocząć i pomyśleć.
A może to nie jest takie złe?

***

                Dochodziła dwudziesta trzecia. Ashley obiecała swojemu szefowi, że mimo pierwszego dnia pracy zostanie na dłużej i zajmie się papierkową robotą. Usiadła przy drewnianym biurku swojego szefa przekartkowując strony przepełnionych segregatorów, licząc i wypisując towary potrzebne następnego dnia. Ziewnęła przeciągle i potarła kciukami kąciki zaspanych oczu.
Mimo zmęczenia, jakie ją ogarniało i innych nieprzyjemnych przygód nigdy nie wróciłaby do Wirginii. Zrobiłaby wszystko by ponownie nie żyć w tym koszmarze, który zgotował dla niej własny ojciec. Pewnie każdy by teraz zapytał, co się stało z jej matką, dlaczego nie pomaga córce, kiedy ona tego potrzebuję. Dowiecie się. Elizabeth Manson leży pochowana osiem stóp pod ziemią tylko, dlatego, że jakiś młodziany pijaczyna wsiadł za kółko i stracił panowanie nad pojazdem. Miała wtedy dziewięć lat. Tak wiele czasu minęło, a wspomnienia nadal są tak świeże.
Skromne przyjęcie urodzinowe z okazji święta małej blondyneczki odbywało się w ogrodzie na tyłach jej domu. Długi stół uginał się pod ciężarem przygotowanego jedzenia, a obok niewielkiej huśtawki były ustawione torebki z prezentami. Dzisiaj miał być najszczęśliwszy dzień jej życia. Miała go spędzić z rodziną i przyjaciółkami ze szkoły. Razem z dziewczynkami bawiły się w dmuchanym basenie ustawionym na środku ogródka, a już na końcu ulicy było słychać ich donośny, radosny śmiech.
-Tato, gdzie jest mama?- krzyknęła w stronę wychodzącego z domu mężczyzny.
-Na pewno zaraz przyjedzie.- odkrzyknął i pomachał do córeczki.
Nagle dźwięk dzwonka rozniósł się po całym domu, a jej ojciec ponownie zniknął wewnątrz domu. Usłyszała tylko ciche szmery, a następnie stłumiony szloch. Pozostawiając bawiące się koleżanki wyszła z baseniku i ruszyła do domu.
Zastała tam ojca z twarzą ukrytą w dłoniach i dwóch policjantów obserwujących go z obojętnością wypisaną na twarzy.
-Co się dzieje?- spytała cichutkim głosem tym samym zwracając uwagę zrozpaczonego ojca.- Gdzie mamusia?
-Mamusia nie przyjedzie.- usłyszała, a następnie po jego policzku popłynęła pojedyncza łza.
To bolało, bardzo bolało. Od tego momentu jej życie zmieniło się całkowicie. Czując, że jej umysł staje się coraz bardziej niespokojny odłożyła wszystkie dokumenty na swoje miejsce, a następnie zamknęła lokal i wyszła ze stacji.
                Noce w Arizonie nie należały do najchłodniejszych, ale to był jedyny czas, kiedy orzeźwiający powiew wiatru mógł ochłodzić twoje ciało po gorącym dniu. Szła wzdłuż ulicy szukając jakiegoś bezpiecznego miejsca by móc się przespać, ale każda klatka schodowa czy inne miejsca gdzie nie musiałaby spać na dworze były zamknięte. Przechodziła koło ustawionych blisko siebie bloków czując się coraz bardziej niepewnie. Chodzenie po nieznanym jej jeszcze mieście, w nocy i na jakimś przerażającym osiedlu nie było jej marzeniem.
Nagle poczuła ostre szarpnięcie za ramię i niespodziewanie została wciągnięta do jednej z ślepych uliczek. Była zdezorientowana, jej serce przyśpieszyło, a gdy poczuła szorstką dłoń na swoich ustach i drugą przytrzymującą jej dłonie omal nie umarła ze strachu.
-Bądź cichutko, a nic ci się takiego nie stanie.- mruknął do jej ucha jakiś męski głos, a po chwili poczuła wilgotny język na swojej szyi.
Skrzywiła się z obrzydzenia i starała się wyrwać napastnikowi. Wierciła się w jego ramionach, a nawet ugryzła jego dłoń, ale jej bunt został stłumiony przez mocny cios w brzuch. Usłyszała wiązankę przekleństw, kiedy chłopak obserwował swoją pogryzioną dłoń, a następnie mocno pociągnął za jej włosy.
-Ty mała suko. Chciałem to załatwić inaczej, ale nie dajesz mi wyboru.- warknął i popchnął blondynkę na stojący nieopodal kontener. Chwycił mocno za zamek jej szortów i ciągnąc gwałtownie wyrwał go. Spodenki delikatnie osunęły się z jej bioder, ale nadal pozostały na swoim miejscu.
Była przerażona. To nie może dziać się naprawdę, pomyślała. Z jej oczu wylewał się potok łez. Po chwili poczuła, że może swobodnie oddychać, a ciężar ciała już nie przygniata jej do kontenera. Z szeroko otwartymi oczami patrzyła na ledwo widoczną postać, która trafiała pięściami w twarz jej napastnika. Usłyszała chrzęst i głośny krzyk, co sugerowało o tym, że jego nos został złamany. Z bólu osunął się na ziemię.
-Jeśli jeszcze raz cię zobaczę, zabiję cię.- warknął głos, który już kiedyś słyszała i którego pewnie nie zapomni do końca życia- chłopak z imprezy. Kiedy mężczyzna lekko się zataczając wyszedł z zaułka, chłopak odwrócił się w jej stronę.- Nie powinno cię tu być, a szczególnie o tej porze.- warknął w jej stronę. Ashley zamrugała szybko oczami wyrywając się z letargu. Jej oddech przyśpieszył, kiedy stanął blisko niej. Był od niej wyższy, więc musiała lekko odchylić głowę by patrzeć mu w oczy.
-Dlaczego nie?- zapytała cicho, a on wywrócił oczami.
-To, co stało się kilka minut temu to tylko niewielka część tego, co się dzieje w tej dzielnicy.- mruknął i sięgnął do kieszeni skórzanej kurtki wyciągając paczkę Malboro. Wsunął papierosa do swoich ust i podpalając niewielkim płomieniem końcówkę zaciągnął się głęboko. Po chwili spomiędzy jego warg wydostał się obłoczek siwego dymu. Musiała przyznać, że wyglądał seksownie z fajką w ustach. I to cholernie.
-Więc, co t-ty tu robisz?- zająkała, karcąc się za to w duchu.
-Potrafię być tak samo niebezpieczny jak ta dzielnica.- powiedział prosto do jej ucha, na co zadrżała. To nie był ten sam przerażający dreszcz, który czuła kilka chwil wcześniej. Teraz był przyjemny, ekscytujący.- Chodź odprowadzę cię do domu.-powiedział odsuwając się od niej delikatnie i złapał jej dłoń.
Cholera.
W jej myślach cały czas przewijało się tylko to słowo. Zaparła się czując jak chłopak ją pociągnął. Kiedy podniosła wzrok napotkała jego pytające spojrzenie.
-Nawet nie znam twojego imienia.- szepnęła, a jej policzki momentalnie zrobiły się czerwone.
-Justin.- uśmiechnął się łobuzersko.- A teraz już chodź.- ponownie pociągnął ją za rękę, ale ona znów z całych sił starała się stać w miejscu.- Dobra, o co teraz chodzi?- zapytał zniecierpliwiony.
-No bo…- zaczęła rozglądając się na boki by uniknąć jego przenikliwego spojrzenia.- No bo chodzi o to, że…- nie wiedziała jak powiedzieć to tak by uniknąć niewygodnych dla niej pytań.- Że ja nie mam domu.- powiedziała w końcu wzdychając cicho.
Justin odwrócił się na ponownie do niej podszedł, a w jego oczach pojawiły się dziwne iskierki.
-Ach, to nie problem. Zostaniesz u mnie.- powiedział, a na widok jej zaskoczonych oczu uśmiechnął się łobuzersko.




Od autorki: Więc jest kolejny. Nie jest najlepszy, ale też chyba nie najgorszy, nie? Przepraszam za błędy i do następnego :*

8 comments:

  1. Dzięki za poinformowanie ;)
    Bardzo fajny rozdział
    czekam na kolejny
    Pozdrawiam ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. http://i-will-give-you-everything.blogspot.com Zapraszam na 1 rozdział ;)

      Delete
  2. Mega ;D
    Podoba mi się twój blog i to jak piszesz.
    Świetnee ;)

    Pozdrawiam Bella♥

    Zapraszam na:
    http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/

    ReplyDelete
  3. jaki rozdział, jaki talent. :o
    czekam z niecierpliwością na następny :)

    ReplyDelete
  4. uuuu nieźle nieźle xx

    @SylviaS_99

    ReplyDelete
  5. mega fajne opowiadanie :-*

    ReplyDelete