One : Be careful who you trust .



              Gorące promienie słońca zakuły ją przez rozgrzaną szybę, a w tle słyszała stukot kół pociągu. Uchyliła lekko powieki, a jej oczom ukazała się piaszczysta pustynia, pełna wysuszonych roślin. Jej serce zabiło mocniej. Była już w Arizonie, daleko od Wirginii i jej koszmarów. W przedziale oprócz niej już nie było nikogo, więc od razu wyciągnęła spod siedzenia swoją walizkę i położyła obok siebie. Kiedy tylko pociąg zatrzymał się na zatłoczonej stacji szybko wyszła z wagonu ciągnąc za sobą walizkę i odetchnęła świeżym powietrzem rozprostowując kości.
                Przed jej oczami rozciągał się niesamowity widok. Ciepły wiatr delikatnie poruszał koronami drzew znajdujących się w niewielkich ogródkach. Suchy piasek przemieszczał się wraz z wiatrem na popękany asfalt, a w tle ciągnęły się wysokie góry dodając temu miastu pewnego klimatu.
                Pchnęła szklane drzwi, aby wejść na stację, a chłód panujący w środku sprawił, że zadrżała. Ruszyła przed siebie w poszukiwaniu damskiej łazienki. Potrzebowała odświeżenia po kilku godzinach męczącej podróży, a również jej strój nie pasował do tutejszego klimatu. Cały czas po drodze napotykała dziwne ludzkie spojrzenia, które nie dość, że ją krępowały to ponownie sprawiły, że poczuła się jak nic nie warty wyrzutek. Kiedy odnalazła właściwe drzwi weszła szybko do niewielkiego pomieszczenia upewniając się, że nikogo w nim nie ma. Położyła walizkę pod ścianą i odkręciła kurek nabierając zimną wodę w dłonie. Obmyła swoją twarz dokładnie zmywając rozmazany tusz. Skrzywiła się spoglądając w lustro. Mimo że resztki makijażu były zmyte jej oczy były podkrążone i zaczerwienione od płaczu, a niesforne kosmyki wypadły z jej koczka. Ściągnęła kaptur i rozpuściła swoje długi blond włosy rozczesując je delikatnie palcami. Z walizki wyciągnęła luźną, szarą bokserkę i postrzępione szorty. Przebrała się szybko uważając by nie dotknąć świeżych ran na plecach i biodrach, które powstały poprzedniego wieczoru i nadal niemiłosiernie piekły. Przepocone ubranie schowała do walizki i jeszcze raz przeglądając się w lustrze wyszła z łazienki.
                Nie miała żadnych pieniędzy. Uciekając z domu nawet nie pomyślała żeby zabrać ze sobą odrobinę więcej oszczędności niż tylko na bilet. Musiała zdobyć pracę i to jak najszybciej, nie mogła przecież przez cały czas mieszkać na ulicy bez chociażby najmniejszego posiłku. Weszła do niedużej kawiarenki na dworcu, w środku unosił się zapach świeżej kawy. Podeszła do drewnianej lady, za którą nie było nikogo. Rozejrzała się jeszcze raz po pomieszczeniu błądząc wzrokiem po nieznanych twarzach.
-Coś podać?- usłyszała przyjazny męski głos, na którego dźwięk podskoczyła ze strachu. Odwróciła się w stronę mężczyzny oddychając głęboko. Był wysoki i dobrze zbudowany z kruczoczarnymi włosami i dużymi zielonymi oczami, które zapewne od razu zwracały uwagę płci pięknej.-Hej, podać coś?- pomachał dłonią przed jej oczami wyrywając ją z zamyślenia.
-Nie, nie..- odpowiedziała szybko uśmiechając się nerwowo.- Chciałabym porozmawiać z szefem…- zaczęła niepewnie, a chłopak uśmiechnął się szeroko.
-Jasne, zaraz go zawołam.- powiedział i zniknął za kotarą. Po chwili wrócił do Ashley, a za nim szedł mężczyzna średniego wzrostu z lekką tuszą i przyjaznym wyrazem twarzy.- Więc to jest Thomas McAdams, właściciel.- przedstawił go brunet i odszedł kawałek od nich by obsłużyć klienta.
-Dzień dobry, nazywam się Ashley Manson.- podała mu dłoń, a jego ciepły uśmiech wzbudził jej sympatię.- Mam pytanie, czy nie potrzebowalibyście kogoś do pomocy? Tak się składa, że akurat szukam jakiejś dorywczej pracy i…
-Oczywiście, zawsze się przyda jakaś dodatkowa para rąk, a byłoby to też duże odciążenie dla Taylera.- oznajmił wskazując głową na przystojnego bruneta.- Przyjdź tu jutro o dziewiątej.- rzucił i pożegnał się z nią znikając za kotarą.
Uśmiechnęła się triumfalnie. Znalazła pracę i to całkiem szybko. Nie myślała, że aż tak jej się poszczęści. Po raz pierwszy wszystko układało się tak jak sobie zaplanowała.



***



                Radość z otrzymanej pracy zniknęła prawie tak szybko jak się pojawiła, kiedy przypomniała sobie, że nie ma gdzie spać. Przez kilka godzin błądził po Tucson dopóki nie nastał zmierzch, a jej zmęczone nogi przetartymi piętami prosiły o chwilę odpoczynku. Dotarła do sporego parku, który różnił się od tych, które zawsze widziała. Nie było tu bujnej roślinności i wilgotnej ziemi. Było dużo piasku i wysuszonych krzewów i drzew. Przysiadła na drewnianej ławce ściągając swoje czarne trampki i rozmasowując obolałe stopy.
                Księżyc świecił jasno na czystym, bezchmurnym niebie, a ciepły wiatr mierzwił jej włosy. Zapowiada się na to, że tu spędzę noc- pomyślała z goryczą i oparła nogi o walizkę. Nagle do jej uszu dotarła głośna muzyka, śmiechy i gwary rozmów. Zaciekawiona odwróciła głowę i zobaczyła długą kolejkę do ciemnego budynku. Nad drzwiami widniał czerwony, neonowy napis After, a przy wejściu dwóch rosłych ochroniarzy. Poczuła chęć zapomnienia i oderwania się od rzeczywistości. Po raz pierwszy w życiu zapragnęła poczuć smak alkoholu. Ponownie założyła trampki na stopy i ukryła walizkę w pobliskich krzakach. Pewnie ruszyła w stronę klubu przepychając się przez kilka osób. Chciała jak najszybciej dostać się do środka, więc wyszła przed kolejkę zagadując ochroniarza, który tylko warknął podirytowany.
-Słuchaj maleńka, takich jak ty jest tutaj mnóstwo, więc stań sobie kulturalnie na końcu kolejki i czekaj na swoją kolej.- syknął mierząc ją wzrokiem.
Czuła jak krew w jej żyłach zaczęła się gotować, ale co ona mogła poradzić? Ochroniarz był od niej większy dwa razy wzdłuż i wszerz. Już miała coś powiedzieć, kiedy poczuła czyjąś dłoń na swojej talii.
-Ona jest ze mną.- silny, zachrypnięty męski głos odezwał się koło jej ucha. Po jej plechach przeszły dreszcze, a gdyby nie silne ramię obejmujące ją w pasie już dawno leżałaby na ziemi z wrażenia.
Ochroniarz zmierzył ich tylko wzrokiem i bez słowa sprzeciwu otworzył przed nimi drzwi. Wnętrze klubu było pełne czerni i czerwieni. Skórzane kanapy były ustawione w ciemnych zakątkach pomieszczenia, a na samym środku znajdował się pełny już od ludzi parkiet. Nigdy nie bywała w takich miejscach. Tego typu kluby zazwyczaj kojarzyły się jej z imprezami jej rówieśników albo pijackimi schadzkami jej ojca, co skutecznie trzymało ją z daleka.
-Wiesz, teraz powinnaś powiedzieć dziękuję.- usłyszała ponownie hipnotyzujący głos i odwróciła się, aby spojrzeć na chłopaka. Omal nie zachłysnęła się powietrzem z wrażenia. Duże, czekoladowe oczy otoczone wachlarzem długich rzęs. Pełne usta w malinowym odcieniu były wręcz stworzone do pocałunków. Delikatna opalenizna podkreślała jego ostre rysy twarzy, a jasnobrązowe włosy były idealnie ułożone.
-Dziękuję…- jej głos zadrżał lekko, na co chłopak zaśmiał się kręcąc głową. Ashley była zbyt zszokowana by poczuć urazę.
- A teraz mam dla ciebie malutką radę, uważaj, komu ufasz.- powiedział niezrozumiale powstrzymując arogancki uśmiech.
Dziewczyna patrzyła zdezorientowana jak zniknął w ciemnej sali.



Od autorki: Jest pierwszy rozdział. Odrobinę powiewa nudą, ale myślę, że kolejne rozdziały będą odrobinę ciekawsze. Rozdziały będą się pojawiać co 3-4 dni, w wakacje pewnie częściej. Przepraszam za wszystkie błędy i do następnego :)

5 comments:

  1. no zapowiada się super

    ReplyDelete
  2. Zapowiada się ciekawie ;)
    czekam na kolejny rozdział
    infoprmuj mnie o nn jeśli to nie problem
    + zapraszam do mnie http://i-will-give-you-everything.blogspot.com/

    ReplyDelete
  3. O.o. już kocham to opowiadanie <33333

    ReplyDelete
  4. cudowny rozdział :)

    ReplyDelete