Muzyka trzęsła budynkiem, a alkohol lał się strumieniami. Kolorowe światła ukazywały nieregularne rysy tytoniowej mgiełki. Bar był równie oblegany, co parkiet.
Ashley odłączyła się od szatyna przeciskającego się do jednego z ciemnych boksów i ruszyła w stronę baru. Za ciemną, lśniącą ladą stała młoda dziewczyna, wyglądała na osiemnaście lat. Miała długie, kruczoczarne włosy, których można było pozazdrościć oraz duże, błękitne oczy otoczone długimi rzęsami.
-Podać ci coś?- zapytała z uprzejmym uśmiechem na ustach czyszcząc białą szmatką jedną z ułożonych pod ladą szklanek.
-Umm... poproszę whiskey. Z lodem.- odpowiedziała głośno, starając się w jakiś sposób przekrzyczeć głośną muzykę. Sekundę po tym przed jej oczami pojawiła się napełniona do połowy szklanka z dwiema kostkami lodu.
Blondynka pociągnęła łyk i wykrzywiła usta w grymasie na smak alkoholu. Trzymając whiskey w dłoni wstała z barowego stołka i ruszyła w stronę tańczących. Na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech kiedy usłyszała pierwsze takty swojej ulubionej piosenki.
My niggas getting right, smoking weed with dirty sprite
Going wild for the night, fuck being polite
Jej biodra zaczęły się kołysać w rytm, a ręka ze szklanką poszybowała do góry, aby złoty płyn nie wylał się podczas tańca. Jej blade usta zaczęły poruszać się wyśpiewując niesłyszalnie tekst, a oczy zamknęły się zabierając ją do zupełnie innej rzeczywistości. Czuła się wolna i taka... dzika. Jakkolwiek to brzmi.
Nagle poczuła czyjeś ciepłe dłonie na swojej talii od razu przywracając jej myśli do zatłoczonego klubu. Odwróciła się gwałtownie, a jej wzrok napotkał znajome zielone oczy.
-O mój Boże, Tayler. Przestraszyłeś mnie.- uderzyła go żartobliwie w ramię co zaowocowało uroczym śmiechem chłopaka.
-Widzę, że czujesz się już lepiej- na jego ustach widniał przyjazny uśmiech, którego nie potrafiła nie odwzajemnić.
-Tak, jest już lepiej. Musiałam po porostu odpocząć parę dni, ale nie martw się. Jutro znów mnie będziesz miał na głowie.- powiedziała i zbliżyła szklankę do ust.
-I w tym momencie miła atmosfera legła w gruzach.
Śmiali się oboje stojąc praktycznie na środku zatłoczonego parkietu. Lubiła z nim rozmawiać. Przy nim czuła się swobodnie, czego nie mogła powiedzieć o towarzystwie Justina. Jego zmiany nastroju były wręcz przytłaczające.
Niemal pół wieczoru spędziła z brunetem krążąc z nim między barem, a parkietem. Ilość wypitego alkoholu dawała o sobie znać przez szum w jej uszach, a Tayler również nie wyglądał zbyt trzeźwo. Podczas każdego kolejnego tańca ich ciała były coraz bliżej. Tym razem przekroczyli wszelkie granice przyzwoitych ruchów. Blondynka ocierała się dolnymi partiami ciała o krocze tańczącego za nią bruneta, a jego umięśnione ramiona szczelnie obejmowały jej talię.
I w tym momencie pojęcie przyjacielskie relacje nabrało dla niej zupełnie nowego znaczenia.
***
Szatyn siedział na miękkiej skórzanej kanapie w towarzystwie swoich kumpli i trzech przypadkowych dziewczyn. Jedna z nich, rudowłosa piękność z idealną figurą, którą podkreśliła krótką, czarną sukienką i zielono-brązowymi oczami otoczonymi ciemną kredką, siedziała na jego kolanach szepcąc brudne słówka wprost do jego ucha. Jednak on nie potrafił skupić się na niczym innym oprócz Ashley niemalże pieprzącą się z Taylerem na środku parkietu.
-Idę po kolejne piwo, chce ktoś jeszcze?- wysoki blondyn, z jasnoszarymi oczami wstał z sofy i spojrzał na swoich towarzyszy z wyczekiwaniem. Nazywał się Mike Woodson.
-Mi przynieś.- odezwał się jeszcze Chris Bullet, najlepszy przyjaciel Biebera. Miał odrobinę jaśniejsze włosy od ciemnookiego i bursztynowe oczy.
Kiedy Mike zniknął wśród tłumu szatyn szepnął kilka zdań do ucha siedzącej na nim dziewczyny, a ta zdezorientowana zeszła z jego kolan. Chłopak wstał z miejsca i ruszył w stronę parkietu. Chciał w końcu zabrać niebieskooką z obrzydliwych łap Taylera.
Dlaczego miał o nim złe zdanie? Cóż, ten dzieciak zrobił zbyt wiele złego. Kiedy go pierwszy raz poznał zielonooki był wystraszoną ciotą bojącą się wyjść ze swojego pokoju po zachodzie słońca. Dopiero z szatynem dowiedział się, że prawdziwe życie zaczyna się kiedy na ciemnym niebie wisi srebrny księżyc. To Justin wykreował jego osobowość, jego pewność siebie. Ale w pewnym momencie Tayler wymknął się spod kontroli. Zachłysnął się adrenaliną, która sprawiała, że jego życie było ciekawe. Zaczął pieprzyć po kątach najróżniejsze dziwki, zaczął brać coraz większe ilości narkotyków tym samym zwiększając swoje długi, kiedy Bieber wysyłał go ze sprzedażą dragów kokaina znikała, a całkowita suma nie była dostarczana do jego rąk. W końcu powiedział dość i odciął ciemnowłosego od wszelkich interesów zostawiając go samego i słabego. Nie wierzył w jego cudowną przemianę i nie chciał by niewinna Ashley wpadła w jego ręce.
-Zbieramy się.- warknął głośno zwracając na siebie uwagę tańczącej pary i kilku innych osób.
-Już?- zapytała blondynka, a w jej głosie niemal czuć było zawiedzenie. Krew powoli zaczęła gotować się w jego żyłach.- Tayler mnie może później odwieźć. Obiecuję, że będę w domu przed czwartą.- Ashley czuła się tak jakby właśnie błagała swojego ojca, o kilka dodatkowych chwil na szkolnej zabawie. Tylko, że zamiast troskliwego ojca to był Justin, a klub, w którym byli ani trochę nie przypominał szklonych potańcówek.
-Nie, nie może.- powiedział Bieber ostrym głosem, któremu blondynka nie potrafiła się przeciwstawić.
-Nie musisz go słuchać, Ash.- powiedział cichym głosem zielonooki, sprawiając, że złość szatyna osiągnęła maksimum.
-Ty tu nie masz nic do gadania.- syknął Justin i pociągnął dziewczynę za ramię. Mimo chwilowego oporu poszła za nim do wyjścia, a później ze wściekłym wyrazem twarzy wsiadła do samochodu.
Droga do domu upłynęła im w ciszy i nie była to swobodna cisza. Była pełna napięcia i targających nimi emocjami. Kiedy tylko dotarli do domu, Ashley wysiadła z pojazdu trzaskając głośno drzwiami. Tak samo zrobiła z wejściowymi, a następnie usiadła na kanapie ze skrzyżowanymi rękoma. Jedyne co słyszała oprócz nieznośnego szumu w głowie to brzdęk rzucanych kluczy, a następnie skrzypnięcie kanapy.
-Nie chcę żebyś z nim rozmawiała...- zaczął szatyn tępo wpatrując się w przestrzeń.
-Dlaczego?- zapytała spoglądając na niego po raz pierwszy odkąd wsiadła do samochodu.
-Znam go lepiej niż myślisz. Nie jest tym za kogo go uważasz.
-Więc powiedz mi jaki on jest. Bo jak na razie był najmilszą osobą jaką spotkałam w tym cholernym mieście!- krzyknęła wstając z kanapy. Nie mogła uwierzyć, że ktoś tak łagodny i przyjacielski jak Tayler mógłby być kimś... innym.
-Nie mogę ci tego powiedzieć. Tak działa ta gra. To wszystko jest jedną, wielką, zasraną tajemnicą, o której mogą wiedzieć jedynie gracze.- westchnął starając się uspokoić targające nim nerwy.
-Mam dość. Mam dość tych tajemnic. Starałam się uciec od problemów, a tym samym wpadłam w jeszcze większe bagno! Jesteś pieprzonym błędem, Justin. I jutro już tu mnie nie zobaczysz.- syknęła, a jej głos przepełniony był jadem. Ruszyła szybkim krokiem do sypialni i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Nie miała pojęcia, że jej słowa złamały mu serce.
Od autorki: W końcu zebrałam się w sobie i jest! Nie jest jakiś perfekcyjny, ale patrząc na moje poprzednie próby napisania tego rozdziału to wyszedł najlepiej. Ostatnio zaczęłam mieć wrażenie, że jest was coraz mniej. To znaczy, nie było was zbyt wielu, ale mam wrażenie, że teraz was jest jeszcze mniej... Miałabym prośbę, jeśli ktokolwiek to czyta żeby zostawił jakiś komentarz po sobie. Chciałabym mieć pewność czy jest sens ciągnąć tą historię.
Przepraszam za błędy i do następnego :)
Czekam z niecierpliwością na następny!
ReplyDeleterozdział zajebisty shawty <33 czekam nn :**
ReplyDeleteps. mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach na tt ? (@Domcia33)
"Nie miała pojęcia, że jej słowa złamały mu serce." - niesamowite!!! Świetny rozdział :). Rany, mam nadzieję, że Justin nie pozwoli jej odejść :(. Czekam na NN :* / laura.
ReplyDeleteJeju no czemu te rozdziały są takie krotkie?
ReplyDelete:c
@TheSecondHope
cudowny rozdział <3
ReplyDelete