Krążyła
niczym duch po domu nie potrafiąc znaleźć sobie żadnego zajęcia. Nie miała
ochoty iść dziś do pracy, więc zadzwoniła do swojego szefa z prośbą o dwa dni
wolnego. Na jej szczęście zgodził się, dostał dokładny opis zdarzenia z
wczorajszego poranka.
Wyciągnęła
z lodówki sok pomarańczowy, a następnie napiła się go nie zadając sobie trudu
szukania szklanki. Spojrzała na zegarek i w tym samym momencie do jej uszu
dobiegł trzask frontowych drzwi. Naciągnęła mocniej koszulkę szatyna, którą
miała na sobie i wyszła z pomieszczenia. Twarz Justina była pusta, a oczy
zaczerwienione. Nie odezwała się ani słowem, nie wiedziała, jakiej reakcji się spodziewać,
ponieważ po raz pierwszy od kilku dni widziała chłopaka tak… pustego.
-Teraz ze mną porozmawiasz?- zapytał wypranym z emocji, a
Ashley spuściła głowę pod naporem jego intensywnego spojrzenia.
-Właśnie od tego uciekłam, nie chcę do tego wracać. To mój
sekret.- powiedziała cicho oczami wyobraźni widząc jak ciemnooki coraz bardziej
zbliża się do niej.
-Nie uważasz, że należą mi się wyjaśnienia? Mieszkasz pod
moim dachem.- warknął, a blondynka podniosła gwałtownie głowę czując przypływ
pewności siebie.
-Nie prosiłam cię o to.- splunęła patrząc na niego
wyzywająco. Jeśli myślała, że wcześniej był zły to teraz był wściekły.- To moje
życie, nie masz prawa w nie ingerować!- krzyknęła, czego od razu pożałowała
widząc pięść uderzającą w ścianę obok niej.
W jej myślach od razu odżyły wspomnienia.
Dochodziła pierwsza w nocy, a dom Mansonów już dawno opanowała
ciemność. Blondynka niepewnie uchyliła drzwi, a następnie nie napotykając
przepitego wzroku ojca ściągnęła wysokie szpilki i na palcach ruszyła w stronę
swojego pokoju. Wiedziała, że mężczyzna uderzy ją za to, że wyszła z domu na
kilka godzin pozostawiając go w nieposprzątanym domu i lodówką, w której nie
było żadnej zielonej butelki.
Starała się jak najciszej ominąć salon, w którym spał jej ojciec jednak
jak na złość potknęła się o szklaną butelkę leżącą na podłodze. Ta poturlała
się w stronę ściany uderzając w nią z głośnym brzdękiem. Później jedyne, co
słyszała to skrzypnięcie kanapy i cichu warkot, który wydobywał się z ust
mężczyzny.
-Gdzie ty, do cholery, byłaś?! Pozwoliłem ci wyjść?! Miałaś siedzieć w
domu!- krzyczał niebezpiecznie zbliżając się do blondynki. Podniósł dłoń
zaciśniętą w pięść, a następnie opuścił ją na brzuch córki. Dziewczyna skuliła
się obejmując dłońmi zranioną część ciała. Pchnął ją mocno na ścianę, po której
zsunęła się, a po jej policzkach spływały gorzkie łzy.
Jedyne, co czuła to ból od kopnięć i pięści, a następnie była już tylko
ciemność.
Szatyn widząc strach, który pojawił się w oczach dziewczyny
wziął rękę i cofnął się o kilka kroków. Spojrzała przelotnie na
zdezorientowanego chłopaka i pobiegła do sypialni zamykając ją na klucz. Szatyn
warknął cicho do siebie i ponownie wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Jedyne,
co chciał zrobić w tym momencie to upić się do nieprzytomności.
***
Nie
wypił dużo, ale wystarczająco, aby usłyszeć szum w uszach. Jego umysł
zaprzątały różne nieważne myśli. Skręcił w wąską uliczkę, która poprowadziła go
do ulicy, na której mieszkał.
Równo
ułożone domki wyglądały niemal identycznie, mimo tego, że każdy z nich skrywał
inną historię. Oparł się o ścianę tego, który skrywał mroczne tajemnice oraz
jedną niewinną dziewczynę w środku i zaczął poszukiwać kluczy w kieszeniach
swojej kurtki. Wyciągnął jeden pęk i zaczął wypróbowywać każdy klucz po kolei.
Był zbyt zamroczony, żeby pamiętać, który klucz był, od jakich drzwi. Zaklął
głośno, kiedy pierwsze trzy nie pasowały i kopnął wściekle drzwi. Miał głęboko
w poważaniu, że było już po północy i może kogoś obudzić.
-Kopę lat, stary.- usłyszał za sobą głos pełen ironii.
Klucze wypadły z jego dłoni, jego serce przyśpieszyło,
adrenalina zaczęła płynąć w jego żyłach, a złość opanowała jego umysł. Dobrze
znał ten głos, ten ton. Odwrócił się powoli, a następnie zmierzył pełnym
obrzydzenia wzrokiem wysokiego bruneta, który stał jego domem.
-Co ty tu robisz?- zapytał jadowicie szatyn. Nie spodziewał
się, że jeszcze kiedykolwiek zobaczy człowieka, który zniszczył całe jego
życie, nie spodziewał się, że jeszcze zobaczy Londona Ramsey’ a.
-Stęskniłem się za starymi śmieciami.- London zbliżył się do
chłopaka z denerwującym uśmiechem. Mięśnie Justina od razu się napięły, kiedy
poczuł dłoń bruneta na swoim ramieniu.- Mam biznes do ciebie.
-Już w nic więcej mnie nie wkręcisz, teraz działam sam. –
warknął Bieber i chwycił koszulkę Ramsey’ a po czym popchnął go na piasek.
Słysząc syk bólu z triumfalnym uśmiechem usiadł okrakiem na brunecie i zaczął
wymierzać ciosy. Były one szybkie i bolesne, na twarzy Londona zaczęły pojawiać
się sine ślady i krople krwi. Po ulicy rozniósł się głośny krzyk, kiedy pięść
Justina zetknęła się z nosem Londona. Niespodziewanie leżący na piasku chłopak
zebrał wszystkie swoje siły i zepchnął brązowookiego. Szybko sięgnął do
kieszeni swojej kurtki i wyciągnął z niej srebrny nóż. Ostrze zalśniło w
świetle ulicznej lampy, a następnie zatopiło się w brzuchu Justina. Struga
ciepłej, słonej krwi zabrudziła koszulkę chłopaka, a kilka kropel poleciało na
rozgrzany piasek. Głośne warknięcie bólu przecięło ciszę. Wszystko działo się
szybko, szatyn sięgnął do swoich spodni i wyciągnął broń, z którą nigdy się nie
rozstawał. Jak się było tym, kim on był pistolet był niezbędną rzeczą przy
wyjściu z domu.
-Nie zrobisz tego.- zaśmiał się kpiąco Ramsey.- Jesteś zbyt
słaby.- krzyknął chcąc ponownie opuścić nóż, kiedy głośny huk odbił się echem,
a London leżał koło brązowookiego trzymając swoje zranione ramię.
-Nie chcę cię tu widzieć, bo inaczej kula wyląduję między
twoimi oczami.- syknął z trudem podnosząc się do pozycji stojącej.- Nie bez
powodu ludzie mówią, że jestem złem… w najczystszej postaci.- splunął i
zostawiając rannego chłopaka ruszył powoli do drzwi. Podniósł upuszczone klucze
i włożył jeden z nich do zamka. Tym razem usłyszał charakterystyczne
kliknięcie, które oznaczało, że drzwi są otwarte. Zamknął je za sobą i
upewniając się, że drzwi ponownie są dobrze zamknięte oparł się o szafkę.
Ashley widziała wszystko przez okno, teraz podbiegła szybko
do szatyna z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
-Nic ci nie jest?- zapytała z paniką, a po chwili skarciła
się w myślach za to bezsensowne pytanie.
Widząc jak kolana chłopaka uginają się złapała go szybko w
pasie, nie przejmując się tym, że jego krew brudzi jej ubranie. Dziewczyna
zaciągnęła chłopaka do łazienki, a następnie pomogła mu usiąść na ziemi. Szatyn
oparł się o chłodną wannę oddychając ciężko i z uwagę przypatrywał się
poczynaniom Manson. Dziewczyna krążyła po łazience w poszukiwaniu apteczki.
Otworzyła każdą półkę, panikowała coraz bardziej, kiedy nie mogła znaleźć
pudełka z opatrunkami. Jednak, kiedy chłopak powiedział jej, że jest w kuchni
uspokoiła się nieco. Przyniosła apteczkę i uklękła obok szatyna. Pomogła mu
zdjąć zakrwawioną koszulkę. Delikatnie przejechała po krwawych obdarciach na
jego skórze opuszkami palców.
-Powinieneś pójść do lekarza.- powiedziała niemal matczynym
tonem wycierając krew spływającą z rany.
-Przeżyłem gorsze rzeczy.- machnął obojętnie ręką jakby to
było niewielkie skaleczenie podczas szykowania obiadu, a utrata niewyobrażalnej
ilości krwi.
-To nie zmienia faktu, że powinieneś jechać do szpitala, a
przy okazji na policję.- syknęła rozzłoszczona jego niedbalstwem o własne
zdrowie. Przemyła ranę od noża wodą utlenioną, a następnie przykleiła na niej opatrunek,
po czym owinęła go w pasie bandażem.- Ktoś próbował cię zabić, dlaczego jesteś….
-Och, przestań w końcu pieprzyć.- warknął piorunując
blondynkę wzrokiem.- Słuchaj gdybym poszedł do szpitala, lekarze zaczęliby
pytać. A to nie będą pytania, na które chciałbym odpowiadać.- podniósł się z
podłogi, chwycił apteczkę i schował ją w szafce pod umywalką.
-Dlaczego?- zapytała, a Justin wywrócił oczami. Była
cholernie uparta.
-Słuchaj, nie muszę ci odpowiadać na to pytanie. Ty masz
swoje sekrety, a ja swoje. Więcej nie musisz wiedzieć.
Od autorki: Ten rozdział jest do dupy, przepraszam, że was zawiodłam...
Kolejny będzie (jak się uda) w niedziele albo jakoś w następnym tygodniu.
Przepraszam za błędy i do kolejnego :)
oh, jak dobrze, że tu weszłam. Który to już raz dzisiaj? Haah, żebyś tylko zobaczyła uśmiech, na mojej twarzy gdy zobaczyłam, że pojawił się nowy rozdział, tak to dziwne. hah (:
ReplyDeletea co do rozdziału..wspaniały, zresztą..jak zawsze (:
nieesamowity <3 <3 <3 to opowiadanie jest genialne ;)) czekam na nn! / laura.
ReplyDeleteCoraz bardziej zaczyna mi się to podobać.<33 Czekam nn :**
ReplyDeleteHej, zostałaś nominowana do The Versatile Blogger
ReplyDeleteWięcej szczegółów i informacji u mnie.
Może mnie kojarzysz z bloga doyoulovemejustin.blogspot.com
Co ty gadasz ten rozdział jest cudowny ;)
ReplyDeleteBardzo mi się podoba
Czekam na nn :)
Rozdział cudowny<33 Szczerze mówiąc to jestem z Ciebie dumna iż nie masz za dużo czytelników, ale i tak się nie poddajesz i to mi się kurewsko podoba:D Z każdym rozdziałem historia jest coraz lepsza i lepiej mi się czyta także mam nadzieję, że dalej będziesz pisać i wierzę, że kiedyś Twoje opowiadanie będzie czytane przez zajebiście dużo ludzi. BELIEVE :*** KOCHAM CIĘ ♥
ReplyDeleteBooski xoxo
ReplyDelete