Seven : We all have secrets .



                Krążyła niczym duch po domu nie potrafiąc znaleźć sobie żadnego zajęcia. Nie miała ochoty iść dziś do pracy, więc zadzwoniła do swojego szefa z prośbą o dwa dni wolnego. Na jej szczęście zgodził się, dostał dokładny opis zdarzenia z wczorajszego poranka.
                Wyciągnęła z lodówki sok pomarańczowy, a następnie napiła się go nie zadając sobie trudu szukania szklanki. Spojrzała na zegarek i w tym samym momencie do jej uszu dobiegł trzask frontowych drzwi. Naciągnęła mocniej koszulkę szatyna, którą miała na sobie i wyszła z pomieszczenia. Twarz Justina była pusta, a oczy zaczerwienione. Nie odezwała się ani słowem, nie wiedziała, jakiej reakcji się spodziewać, ponieważ po raz pierwszy od kilku dni widziała chłopaka tak… pustego.
-Teraz ze mną porozmawiasz?- zapytał wypranym z emocji, a Ashley spuściła głowę pod naporem jego intensywnego spojrzenia.
-Właśnie od tego uciekłam, nie chcę do tego wracać. To mój sekret.- powiedziała cicho oczami wyobraźni widząc jak ciemnooki coraz bardziej zbliża się do niej.
-Nie uważasz, że należą mi się wyjaśnienia? Mieszkasz pod moim dachem.- warknął, a blondynka podniosła gwałtownie głowę czując przypływ pewności siebie.
-Nie prosiłam cię o to.- splunęła patrząc na niego wyzywająco. Jeśli myślała, że wcześniej był zły to teraz był wściekły.- To moje życie, nie masz prawa w nie ingerować!- krzyknęła, czego od razu pożałowała widząc pięść uderzającą w ścianę obok niej.
W jej myślach od razu odżyły wspomnienia.

Dochodziła pierwsza w nocy, a dom Mansonów już dawno opanowała ciemność. Blondynka niepewnie uchyliła drzwi, a następnie nie napotykając przepitego wzroku ojca ściągnęła wysokie szpilki i na palcach ruszyła w stronę swojego pokoju. Wiedziała, że mężczyzna uderzy ją za to, że wyszła z domu na kilka godzin pozostawiając go w nieposprzątanym domu i lodówką, w której nie było żadnej zielonej butelki.
Starała się jak najciszej ominąć salon, w którym spał jej ojciec jednak jak na złość potknęła się o szklaną butelkę leżącą na podłodze. Ta poturlała się w stronę ściany uderzając w nią z głośnym brzdękiem. Później jedyne, co słyszała to skrzypnięcie kanapy i cichu warkot, który wydobywał się z ust mężczyzny.
-Gdzie ty, do cholery, byłaś?! Pozwoliłem ci wyjść?! Miałaś siedzieć w domu!- krzyczał niebezpiecznie zbliżając się do blondynki. Podniósł dłoń zaciśniętą w pięść, a następnie opuścił ją na brzuch córki. Dziewczyna skuliła się obejmując dłońmi zranioną część ciała. Pchnął ją mocno na ścianę, po której zsunęła się, a po jej policzkach spływały gorzkie łzy.
Jedyne, co czuła to ból od kopnięć i pięści, a następnie była już tylko ciemność.

Szatyn widząc strach, który pojawił się w oczach dziewczyny wziął rękę i cofnął się o kilka kroków. Spojrzała przelotnie na zdezorientowanego chłopaka i pobiegła do sypialni zamykając ją na klucz. Szatyn warknął cicho do siebie i ponownie wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Jedyne, co chciał zrobić w tym momencie to upić się do nieprzytomności.


***


                Nie wypił dużo, ale wystarczająco, aby usłyszeć szum w uszach. Jego umysł zaprzątały różne nieważne myśli. Skręcił w wąską uliczkę, która poprowadziła go do ulicy, na której mieszkał.
                Równo ułożone domki wyglądały niemal identycznie, mimo tego, że każdy z nich skrywał inną historię. Oparł się o ścianę tego, który skrywał mroczne tajemnice oraz jedną niewinną dziewczynę w środku i zaczął poszukiwać kluczy w kieszeniach swojej kurtki. Wyciągnął jeden pęk i zaczął wypróbowywać każdy klucz po kolei. Był zbyt zamroczony, żeby pamiętać, który klucz był, od jakich drzwi. Zaklął głośno, kiedy pierwsze trzy nie pasowały i kopnął wściekle drzwi. Miał głęboko w poważaniu, że było już po północy i może kogoś obudzić.
-Kopę lat, stary.- usłyszał za sobą głos pełen ironii.
Klucze wypadły z jego dłoni, jego serce przyśpieszyło, adrenalina zaczęła płynąć w jego żyłach, a złość opanowała jego umysł. Dobrze znał ten głos, ten ton. Odwrócił się powoli, a następnie zmierzył pełnym obrzydzenia wzrokiem wysokiego bruneta, który stał jego domem.
-Co ty tu robisz?- zapytał jadowicie szatyn. Nie spodziewał się, że jeszcze kiedykolwiek zobaczy człowieka, który zniszczył całe jego życie, nie spodziewał się, że jeszcze zobaczy Londona Ramsey’ a.
-Stęskniłem się za starymi śmieciami.- London zbliżył się do chłopaka z denerwującym uśmiechem. Mięśnie Justina od razu się napięły, kiedy poczuł dłoń bruneta na swoim ramieniu.- Mam biznes do ciebie.
-Już w nic więcej mnie nie wkręcisz, teraz działam sam. – warknął Bieber i chwycił koszulkę Ramsey’ a po czym popchnął go na piasek. Słysząc syk bólu z triumfalnym uśmiechem usiadł okrakiem na brunecie i zaczął wymierzać ciosy. Były one szybkie i bolesne, na twarzy Londona zaczęły pojawiać się sine ślady i krople krwi. Po ulicy rozniósł się głośny krzyk, kiedy pięść Justina zetknęła się z nosem Londona. Niespodziewanie leżący na piasku chłopak zebrał wszystkie swoje siły i zepchnął brązowookiego. Szybko sięgnął do kieszeni swojej kurtki i wyciągnął z niej srebrny nóż. Ostrze zalśniło w świetle ulicznej lampy, a następnie zatopiło się w brzuchu Justina. Struga ciepłej, słonej krwi zabrudziła koszulkę chłopaka, a kilka kropel poleciało na rozgrzany piasek. Głośne warknięcie bólu przecięło ciszę. Wszystko działo się szybko, szatyn sięgnął do swoich spodni i wyciągnął broń, z którą nigdy się nie rozstawał. Jak się było tym, kim on był pistolet był niezbędną rzeczą przy wyjściu z domu.
-Nie zrobisz tego.- zaśmiał się kpiąco Ramsey.- Jesteś zbyt słaby.- krzyknął chcąc ponownie opuścić nóż, kiedy głośny huk odbił się echem, a London leżał koło brązowookiego trzymając swoje zranione ramię.
-Nie chcę cię tu widzieć, bo inaczej kula wyląduję między twoimi oczami.- syknął z trudem podnosząc się do pozycji stojącej.- Nie bez powodu ludzie mówią, że jestem złem… w najczystszej postaci.- splunął i zostawiając rannego chłopaka ruszył powoli do drzwi. Podniósł upuszczone klucze i włożył jeden z nich do zamka. Tym razem usłyszał charakterystyczne kliknięcie, które oznaczało, że drzwi są otwarte. Zamknął je za sobą i upewniając się, że drzwi ponownie są dobrze zamknięte oparł się o szafkę.
Ashley widziała wszystko przez okno, teraz podbiegła szybko do szatyna z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
-Nic ci nie jest?- zapytała z paniką, a po chwili skarciła się w myślach za to bezsensowne pytanie.
Widząc jak kolana chłopaka uginają się złapała go szybko w pasie, nie przejmując się tym, że jego krew brudzi jej ubranie. Dziewczyna zaciągnęła chłopaka do łazienki, a następnie pomogła mu usiąść na ziemi. Szatyn oparł się o chłodną wannę oddychając ciężko i z uwagę przypatrywał się poczynaniom Manson. Dziewczyna krążyła po łazience w poszukiwaniu apteczki. Otworzyła każdą półkę, panikowała coraz bardziej, kiedy nie mogła znaleźć pudełka z opatrunkami. Jednak, kiedy chłopak powiedział jej, że jest w kuchni uspokoiła się nieco. Przyniosła apteczkę i uklękła obok szatyna. Pomogła mu zdjąć zakrwawioną koszulkę. Delikatnie przejechała po krwawych obdarciach na jego skórze opuszkami palców.
-Powinieneś pójść do lekarza.- powiedziała niemal matczynym tonem wycierając krew spływającą z rany.
-Przeżyłem gorsze rzeczy.- machnął obojętnie ręką jakby to było niewielkie skaleczenie podczas szykowania obiadu, a utrata niewyobrażalnej ilości krwi.
-To nie zmienia faktu, że powinieneś jechać do szpitala, a przy okazji na policję.- syknęła rozzłoszczona jego niedbalstwem o własne zdrowie. Przemyła ranę od noża wodą utlenioną, a następnie przykleiła na niej opatrunek, po czym owinęła go w pasie bandażem.- Ktoś próbował cię zabić, dlaczego jesteś….
-Och, przestań w końcu pieprzyć.- warknął piorunując blondynkę wzrokiem.- Słuchaj gdybym poszedł do szpitala, lekarze zaczęliby pytać. A to nie będą pytania, na które chciałbym odpowiadać.- podniósł się z podłogi, chwycił apteczkę i schował ją w szafce pod umywalką.
-Dlaczego?- zapytała, a Justin wywrócił oczami. Była cholernie uparta.
-Słuchaj, nie muszę ci odpowiadać na to pytanie. Ty masz swoje sekrety, a ja swoje. Więcej nie musisz wiedzieć.



Od autorki: Ten rozdział jest do dupy, przepraszam, że was zawiodłam...
Kolejny będzie (jak się uda) w niedziele albo jakoś w następnym tygodniu. 
Przepraszam za błędy i do kolejnego :)

7 comments:

  1. oh, jak dobrze, że tu weszłam. Który to już raz dzisiaj? Haah, żebyś tylko zobaczyła uśmiech, na mojej twarzy gdy zobaczyłam, że pojawił się nowy rozdział, tak to dziwne. hah (:
    a co do rozdziału..wspaniały, zresztą..jak zawsze (:

    ReplyDelete
  2. nieesamowity <3 <3 <3 to opowiadanie jest genialne ;)) czekam na nn! / laura.

    ReplyDelete
  3. Coraz bardziej zaczyna mi się to podobać.<33 Czekam nn :**

    ReplyDelete
  4. Hej, zostałaś nominowana do The Versatile Blogger
    Więcej szczegółów i informacji u mnie.
    Może mnie kojarzysz z bloga doyoulovemejustin.blogspot.com

    ReplyDelete
  5. Co ty gadasz ten rozdział jest cudowny ;)
    Bardzo mi się podoba
    Czekam na nn :)

    ReplyDelete
  6. Rozdział cudowny<33 Szczerze mówiąc to jestem z Ciebie dumna iż nie masz za dużo czytelników, ale i tak się nie poddajesz i to mi się kurewsko podoba:D Z każdym rozdziałem historia jest coraz lepsza i lepiej mi się czyta także mam nadzieję, że dalej będziesz pisać i wierzę, że kiedyś Twoje opowiadanie będzie czytane przez zajebiście dużo ludzi. BELIEVE :*** KOCHAM CIĘ ♥

    ReplyDelete